Rozdział 3

Sądząc po przeraźliwym wyciu dzwonka telefonu, można było stwierdzić, że wybiła godzina 6. Właśnie na tą była ustawiona aplikacja alarmowa mojego telefonu. Nie znosiłem tego dzwonka, a piosenka, która zwykle była dla mnie znośna, stała się najbardziej znienawidzona na świecie. Przeciągnąłem się leniwie i wziąłem głęboki oddech, zapełniając moje płuca powietrzem. Przetarłem twarz dłonią i rozejrzałem się by przywrócić moim oczom poprawne widzenie. Leniwie się podniosłem i szybkim ruchem ręki chwyciłem koszulkę,  która od pewnego czasu znajduje się, zupełnie jak reszta ubrań, na fotelu. Godzina wstawania i powrotów, uniemożliwiała mi dbanie o schludność pokoju.
- Wyłącz ten pieprzony dźwięk, albo sam wsadzę ci w dupę ten telefon. - cisnął w moją stronę Nate. Codziennie budziłem go w ten sposób, a on nie chodząc jeszcze do pracy, wkurzał się.
- Oj zamknij się. - rzekłem tylko nie mając siły na poranne sprzeczki. Nałożyłem szybko bluzkę na mój tors i udałem się w stronę łazienki, słysząc za sobą tylko cichy, ale pełen jadu komentarz. Mimowolnie go olałem, wiedząc jakie brednie gada niewyspany osobnik. Stanąłem przed lustrem, opierając się dłońmi o zlew. Przyjrzałem się swoim niewyspanym oczom i worom pod nimi. Taki plan dnia nie wpływał korzystnie na stan mojej cery.
- Miałeś wszystko, a teraz musisz się poniżać. - powiedziałem do swojego odbicia kręcąc głową. Wziąłem się szybko za część porannej toalety, rozbudzając się chociaż trochę. Po skończeniu opuściłem pomieszczenie i spojrzałem na siedzącego Nate, który zupełnie zmienił wyraz twarzy.
- Nie spisz dalej? - zapytałem biorąc w dłonie butelkę z wodą, która stała na blacie stolika w rogu pokoju. Upiłem łyk zaspokajając pragnienie, oraz nawadniając spierzchnięte już wargi. Oblizałem usta z resztek cieczy i spojrzałem na brata.
- Śpię, ale muszę ci coś powiedzieć, ponieważ jak wrócisz nie będziesz miał siły na taką rozmowę. - oświadczył zaspanym głosem, a po chwili ziewnął przeciągle.
- Więc słucham. - rzekłem i złapałem za jakąś wczorajszą bułkę i wziąłem za rozkrajanie jej. Miałem dokładnie 20 minut na przygotowanie i zjedzenie pożywnego śniadania. Więc pyszny omlet odpadał od razu. Chociaż na samą myśl o ciepłym i wolno zjedzonym śniadaniu, milej robiło się na żołądku, który codziennie przeżywał ten sam wyścig czasowy.
- Jest fajna oferta praca dla kilku osób. Dobrze płatna. - rzekł, a ja spojrzałem na niego zainteresowany. - Z biura pracy dostałem taka ofertę. Wiesz opłaca się 20 dolarów za godzinę. - rzekł, a ja odłożyłem bułkę i spojrzałem na niego znów.
- Przyjmijmy ją - rzekłem z zamiarem opuszczenia dzisiejszego dnia pracy. Już miałem wizje miny King'a jak widzi moje wypowiedzenie.

                                                                    ***
Rozpalone ciała, które poruszały się we własnych tańcach miłosnych, który rozpoczynał gry wstępne par. Przechodziłam pomiędzy ludźmi, z zamiarem jak najmniejszego kontaktu z nimi. Każdy kleił się od potu, a także innych, nieznanych substancji. O dziwo właśnie to kręciło ludzi, a także moje obiekty. Plan musiał się udać, a ja musiałam udawać, że takie imprezy kręcą i mnie.
Ludzie tworzyli jeden, wielki, żywy labirynt. W którym ja zgubiłam się już po pokonaniu 1/4 drogi. Rozejrzałam się z przestrachem. W takich chwilach miałam ochotę zaszyć się w swoim pokoju. Usiać pod pościelą z kubkiem ulubionego kakao.

- Witam - usłyszałam nad uchem zachrypnięty, ale także bardzo znany mi głos. Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się z wyćwiczonym uśmiechem. Spojrzałam w jego brązowe tęczówki i czekałam na dalszy rozwój sytuacji. 
- Nie romansować, a bawić się! - nad uchem usłyszałam głos roześmianej dziewczyny, która podeszła ze szklankami swojego ulubionego trunku. W tym momencie chłopak odsunął się ode mnie i posłał skrzywiony uśmiech. Wziął z blatu swój drink i zamoczył w nim wargi biorąc sporego łyka. Oblizał wargi, by nie zostawić ani kropli.
- A gdzie ty masz swojego ukochanego? - zapytał patrząc na nią chłopak, a ona skrzywiła się jedynie i wzięła głęboki oddech. Machnęła ręką i usiadła na miejscu obok baru. 
- Wstawaj! - nad uchem usłyszałam krzyk. Zaskoczona podniosłam się do pozycji siedzącej. Chłopak automatycznie spadł z moich nóg i jęknął przeciągle. Pomasował czoło i spojrzał na mnie złowrogim wzrokiem.
- Było nie siadać na mnie. Co cie wzięło by to robić! - syknęłam w stronę Cody'ego, który jedynie podniósł ręce w geście obronnym i się podniósł. Otrzepał spodnie i spojrzał na mnie wyczekująco. - Czego chcesz. - rzekłam jękliwie i zakryłam głowę poduszką.
- Byś się podniosła i ruszyła swój śliczny tyłeczek! - odpowiedział z wielkim uśmiechem na twarzy, a ja jedynie pokiwałam głową i z wielką niechęcią wykonałam jego polecenie. - Zobaczysz opłaci ci się ta tortura. - dalej na jego twarzy widniał ten sam uśmiech.
- Cicho i daj mi się przygotować. - powiedziałam i poszłam do mojej łazienki ówcześnie łapiąc jakiś dres. Nie miałam zamiaru się stroić. Zwykle Cody wpadał do mnie z zamiarem wyciągnięcia na przeróżne aktywne formy spędzania czasu. Przygotowałam się. Polegało to na umyciu się i nałożeniu przygotowanego kompletu. Nałożyłam lekki makijaż i splotłam włosy w niedbałego koka.
- Ruuuuszaaaj się - usłyszałam za drzwiami jęki chłopaka. Zachichotałam i poprawiając się ostatni raz wyszłam z pomieszczenia. - W końcu! - rzekł radośnie i nie czekając na nic złapał mnie za rękę i pociągnął w  kierunku wyjścia. Mogłam się spodziewać ciekawego dnia.

Wyszłam niepewnie z samochodu mojego przyjaciela i rozejrzałam się. Farma. Przede mną stała spora posiadłość, a obok pasały się przeróżne zwierzęta. Uśmiechnęłam się na ten widok. Zawsze chciałam mieszkać w takim miejscu. Spokojnym. Oddalonym jak najdalej od problemów. Po prostu ja i moje życie.
- Jejku. - powiedziałam cicho do siebie, a chłopak jedynie spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i wystawił rękę w moją stronę. Chwyciłam za nią dalej oczarowana tym miejscem i ruszyłam za nim. Podziwiałam każdy przedmiot. Od zniszczonej szopki, która alarmowo potrzebowała remontu. Wyglądała jakby zaraz miała się przewalić. Przez stajnie, która świadczyła o obecności koni. Kochałam je od małego, ale zawsze się ich bałam. Mój dziadek dobrze umiał na nich jeździć, ale po jego śmierci chęć na naukę zniknęła gdzieś w innych ważniejszych sprawach mojego życia. Po piękny, ale nie wielki dom mieszkalny. Był wręcz idealny. Kochałam staromodne domy.
- Tu mieszka mój dziadek. - oznajmił chłopak, a ja spojrzałam na niego z uśmiechem.- Przygotowałem ci wspaniały dzień. Żebyś trochę odpoczęła wiesz, kiedyś wspominałaś, że marzyłaś o czymś takim. - oznajmił, a ja wzięłam głęboki oddech. Spojrzałam na niego szklanymi oczami i rzuciłam się mu na szyję.
- Dziękuje. - szepnęłam mu na ucho, a on jedynie mocniej mnie ścisnął.
- To nie wszystko panienko. - usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się i ujrzałam starca, wyglądającego na około 70 lat. Posyłał mi ciepły uśmiech, a jego dłoń poprawiała co chwilę kapelusz. Zapewne jeden z jego ukochanych, które miał od młodzieńczych lat. To jest dość charakterystyczne zachowanie dla starszych ludzi. Przywiązanie do pamiątek z dzieciństwa. - Pojeździmy z panienką na koniach! - odrzekł radośnie, a ja znów jedynie posłałam Cody'emu uśmiech. Nie wiedziałam jak mam mu dziękować.


                                                                                ***
- Muszę to znaleźć! - mówił zniecierpliwiony Jake, który uporczywie przeszukiwał sklepowe lady. Nie chciał odpuścić. Wypatrzona przez niego rzecz, była ważniejsza niż spóźnienie na zaliczenie. Bardzo mu na tym zależało. - Powiedz nam co to ci pomożemy! - odrzekł wkurzony Nate. Zatrzymał brata i spojrzał na niego wyczekująco, ale ten nic nie powiedział, tylko dalej uporczywie przeszukiwał sklepowe lady. W tysiącu bransoletek, łańcuszków, pierścionków, kolczyków, pluszaków i innych gratów trudno było domyśleć się o co chodzi chłopakowi.
- Nate ma racje, powiedz o co ci chodzi! - rzekłam, a on jedynie machnął ręka  i znów zanurkował w starcie rzeczy. Nigdy nie był tak zawzięty. Nie zależało mu nigdy na niczym aż tak bardzo. Odkąd poznał Kate. Która ukradła mu cząstkę siebie, a on jakby za wszelką cenę chciał ją odkupić od niej. Swoimi uczuciami.
- Mam! - usłyszeliśmy po chwili. Jake trzymał w ręce naszyjnik z małym serduszkiem z zamkiem oraz z kluczykiem obok. Był złoty, a zarazem piękny swoją prostotą. 
- Od kiedy ty taki uczuciowy? - zapytała Olivia bawiąc się swoimi paznokciami. Sama się zastanawiałam. Jake nigdy nie był taki. Uczucia kobiet pozostawały na końcu jego listy najważniejszych rzeczy w życiu. Zwykle liczyła się tylko zabawa. Jednak ona....ukradła jego serce. Nigdy nie przypuszczałam, że zrobi to taka dziewczyna. Prosta, niewinna, bojąca. Zupełne przeciwieństwo gustu Jake. 
Rozmyślałam ciągle o dawnych czasach. Kiedy tylko Cody powiedział, że zna Kate. Wręcz jest z nią w bardzo bliskich kontaktach. Są w związku. Rozśmieszała mnie nasza niewiedza. Mieliśmy ją tuż przed nosem. Jej głos. Twarz. Wszystko. Jednak nikt nie zauważył, że dawna znajoma jest naszym obiektem do zdobycia pieniędzy. Dziewczynę, której zwierzałam się codziennie. Jednak wcześniej. Nikt nie zauważył, że coś nie gra. Jej zachowanie było zbyt niewinne, zbyt dopracowane.
- Mogłaby pani uważać?! - usłyszałam przed sobą zdenerwowany głos. Obudziłam się z rozmyśleń i dopiero zauważyłam oraz poczułam, że jestem cała w koktajlu. Spojrzałam przed siebie i ujrzałam przystojnego blondyna. Aż zaklęłam w duszy, gdy zauważyłam, że on także jest cały w cieczy.
- Naprawdę przepraszam najmocniej! - powiedziałam przestraszona i zaczęłam wycierać chłopaka. On jedynie wlepił we mnie spojrzenie i po chwili się zaśmiał. Zerknęłam na niego pytająco i odsunęłam się lekko.
- Nie musisz przepraszać. Widzę, że trudny dzień. - odrzekł i wziął serwetkę ze stolika obok. Powinnam uważać na myślenie w takich miejscach. Coraz częściej zdarza mi się wejść nie w to okno co trzeba, co kończy się bliskim spotkaniem z szybą. Bądź tak jak dziś, wejściem na człowieka.
- Naprawdę nie chciałam. Byłam tak jakby...w innym świecie. Ale odkupię ci bluzkę obiecuję. - tłumaczyłam się dalej, a moje gestykulowanie rękoma mogło rozbawić nie jedną osobę.
- Mogłabyś inaczej to wynagrodzić. - rzekł miłym tonem, a ja spojrzałam na niego pytająco. Wyczułam w tym momencie flirt z jego strony. Niezłe wyczucie momentu. Jednak nie chciałam zatrzymywać tego procesu. Zamierzałam skorzystać z tego momentu.
- Jak? - zapytałam unosząc lekko, a zarazem uwodzicielsko brew do góry. Uśmiechnęłam się lekko, a on zaśmiał pod nosem i spojrzał na swoje ręce. Po czym jednak wrócił do patrzenia w moje oczy. Był bardzo pewny siebie. Wszystkie gesty tak o nim świadczyły.
- Umilisz mi czas w trakcie picia drugiego. - powiedział z lekkim uśmiechem pod nosem. Odpowiedziałam mu jedynie uśmiechem i poszłam za chłopakiem.

- Wtedy ojciec wszedł do pokoju gdzie byli wszyscy ludzie z imprezy, a my krzyknęliśmy jedno wielkie niespodzianka. Nie domyślił się niczego. - dokończył swoją opowieść, a ja zaśmiałam się pod nosem. W czasie naszej prawie godzinnej rozmowy poznałam jego imię, cele życiowe, a także wiele ciekawych rzeczy życiowych. Nazywał się Nick Morgan. Właśnie studiował sztuki piękne, zamierzał być malarzem. Po bardzo realistycznym portrecie mojej osoby, który narysował na serwetce, mogłam zgodzić się z jego wyborem. Mieszkał niedaleko mojej dzielnicy. Pochodził z Anglii.
- Musiałeś być nieźle rozbawiony. - rzekłam wkładając słomkę do ust i napiłam się mojego koktajlu, Spojrzałam na niego w momencie, gdy zaśmiał się pod nosem.
- Uwierzył we wszystko. Nawet mi podziękował. - powiedział, a ja zaśmiałam się. Pamiętam gdy sama w podobne sposoby wrabiałam mojego ojca wraz z bratem. Wierzył we wszystko co mu się powiedziało, a my mieliśmy niezły ubaw z tego. Potem Paul zachorował i wszystko wyglądało zupełnie inaczej, a zaraz później ja znikłam.
- A twoje życie Taylor House? - zapytał spoglądając w moją stronę. Zawsze gdy ludzie pytali o moją przeszłość wahałam się co powiedzieć. Przecież nie mogłam oznajmić, że byłam członkinią jednego z najbardziej niebezpiecznych gangów USA. Jednak wiedziałam, że będzie to chodziło za mną do końca życia.
- Nie jest aż takie ciekawe jak twoje. Miałam wiele wzlotów i upadków, ale wiesz. Nie robiłam takich rzeczy. - powiedziałam zabawnie, starając się odwlec ten temat, ale chłopak jedynie zacmokał niezadowolony i spojrzał na mnie.
- Jeszcze cie rozgryzę Taylor. - oznajmił i uśmiechnął się daleko.
"Obyś nie zdołał" - pomyślałam.

                                                                               ***
Dobra wiecie, że nie obiecuje już, że rozdziały będą tego i tego. Jestem zbyt leniwa by pisać regularnie. Naprawdę. Wiecie ile pisałam ten rozdział? Jednak się zmobilizowałam i napisałam go dla mojej Klaudii, która ma dziś urodziny! Szczęścia kochana!! Dobra, a teraz zabieram się za resztę. Mam nadzieję, że wam się podoba i proszę o recenzję :)
xoxo

CZYTAM=KOMENTUJE




7 komentarzy:

  1. Aww dziękuje ! Rozdział wspaniały jak zawsze . Zresztą już Ci mówiłam ! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest świetny ;)
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochanie, cudowny! <3 Czekam juz z niecierpliwością na kolejny i czekam az może jednak ich drogi sie złączą ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm no cudooo ;) kiedy next ? szybkooo szybkooo szybkoooo ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeżeli ktoś interesuje się blogiem: JUTRO planuje dodac nowy rozdział, mam juz zaplanowany :)

    OdpowiedzUsuń