Rozdział 2

- Jedź szybciej! - krzyczałam do Jess. Nie miałam ochoty znajdować się w pobliżu "mojego" domu. Wiedziałam, że po zerwaniu wszelkich kontaktów, będą chcieli mnie znaleźć. Nie chciałam tłumaczyć się z tego bezsensownego planu,by w ogóle znali go. Jedyne co pragnęłam to zdjąć z siebie to ubraniem, które nie pasowało do Kate. Emily była zupełnym zaprzeczeniem wyznawanych przeze mnie wartości. Jednak wspaniale się z nią utożsamiałam. Zabrnęłam w to za daleko. Wkopałam się sama. 
- Jeżeli przyśpieszę to skończę na najbliższym drzewie! - wrzasnęła, a po chwili wzięła głęboki oddech i poklepała opuszkami palców kierownice. - Miałam racji by nie wplątywać w to 14 latki. - rzekła do siebie z irytacja i spojrzała na drogę. Widziałam jedynie, że jej licznik dociera już do 130 km/h. 
- Plan się udał. - rzekłam jedynie zerkając w okno. 
- Ale się zakochałaś! Nie biorąc pod uwagi zżycia z resztą! Tu chodziło o zemstę, a nie uczucia. Kate. - widziałam, że prędkość jaką osiągnęła wprowadziła ja w wielkie przerażenie, obie czułyśmy dziwną atmosferę w powietrzu już w momencie zajęcia miejsc w aucie. 
- Nie moja wina, ja będę z tym żyła patrz na drogę! - krzyknęłam na nią, a w tym momencie mój telefon zaczął wibrować. 
- Odbierz to dziadostwo, albo wyrzucę je przez okno! - powiedziała pełna frustracji, a ja wyjęłam je pospiesznie i zerknęłam na imię na wyświetlaczu. "Taylor". Momentalnie zakuło mnie serce, ale jedyne co zrobiłam to wyrzuciłam telefon za okno. Wszystko co miało mi przypominać te życie. 
- Przepraszam, że cie w to wciągnęłyśmy. - powiedziała zerkając na mnie kątem oka, a ja wzięłam głęboki wdech. - Naprawdę nie chciałam cię narażać, sama się zgłosiłaś, a to, że wyraziłam na to zgodę to była wielka głupota. 
- Nie twoja wina. - powiedziałam i zerknęłam na nią wymuszając lekki uśmiech. Złe emocje zeszły, ale atmosfera dalej była napięta. Moje serce momentalnie szybciej zabiło, a potem wszystko działo się bardzo szybko. Pisk opon. Głośny huk. Ból. 
- Kate! - usłyszałam cichy, ale słyszalny głos Jess. Jednak nie mogłam odpowiedzieć. Coś zabrało mi siłę wydobycia z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Spojrzałam na dziewczynę z wielkim bólem, a po chwili świat przed moimi oczami zaczął wirować. Potem była tylko ciemność i ledwo słyszalny krzyk "Kate". 
Otworzyłam oczy, a moja klatka piersiowa unosiła się nierównomiernie. Dyszałam. Po chwili dopiero poczułam się dziwnie mokra, przyłożyłam rękę do czoła. Było całe mokre, tak jak moje ciało. Koszmar spowodował u mnie, że napadły mnie poty, duszność i drgawki.
- Pali się coś?!  - W progu pokoju zobaczyłam Travisa, który w rękach trzymał jakiś dziwny przedmiot, z kształtu przypominający patelnie. Rozejrzał się, a po chwili zszedł z pozycji bojowej i wlepił spojrzenie we mnie. - Ćwiczyłaś?
- Nie, koszmar....krzyczałam? - zapytałam ledwo, ponieważ problemy z oddychaniem spowodowały, że umiejętność wydobycia z siebie głosu była bardzo trudna. Zupełnie jak w śnie. - Musze porozmawiać z twoją siostrą. - rzekłam szybko, nim chłopak cokolwiek mi odpowiedział.
- Wiesz, że nie ma z nią kontaktu. - stwierdził szybko, a ja wzięłam kolejny głęboki oddech. - Postaram się spokojnie, a teraz zaparzę ci meliski....a sam muszę coś wypić na kaca. - stwierdził opuszczając mój pokój.
Taylor, Emily.....o co chodziło? Wracające urywki, które w ogóle nie przypominały mojego życia, nie miały racjonalnego wytłumaczenia, a jedyna osoba, która mogła mi cokolwiek wytłumaczyć to moja kuzynka, która jakby umyśle znikła.
Kiedy mój oddech się unormował, wzięłam w rękę mój ukochany szlafrok i narzuciłam go na siebie, a na stopy nałożyłam moje ukochane klapki. Szybko zbiegłam na dół i wzięłam w ręce kubek z melisą, którą przygotował dla mnie Travis, który właśnie sam opróżniał naczynie z jakimś obrzydliwym koktajlem na kaca. O poziomie paskudności świadczyła jego mina, jaką robił przy każdym kolejnym łyku.
- Napiłeś się to masz. - oznajmiłam zamaczając usta w moim napoju, zerkając na niego z rozbawieniem, a w moich myślach dalej tkwiły myśli na temat nocnego koszmaru.

                                                                             ***
Wyjąłem z torby moje rękawiczki i poprawiłem czapkę. Szybkie zarobki były bardzo łatwe, a zarabianie w uczciwy sposób strasznie męczący. Za 12 godzin pracy marne 120 dolarów, a praca nie była taka szybka do znalezienia. Każdy człowiek w naszym kraju nie bardzo ufa osobą w moim wieku.
- Jonson! Bierz sie do roboty! - wrzasnął mój pracodawca, a ja w duchu zaśmiałem się. Gdyby tylko wiedział czym się kiedyś zajmowałem, dawno wezwałby policje, a jego krzyki byłyby raczej przeraźliwe.
- Już idę szefie! - powiedziałem głośno, a potem posłusznie poszedłem w jego stronę. Stanąłem przy panu King.  Był to średniego wieku szatyn, dość dobrze zbudowany, ale jego majątek sprawił, że siła mięśni to zasługa zwykłych dopalaczy. Bardzo wiele wymagał od swoich pracowników, a zaufanie miał bardzo wiotkie. Wszyscy liczyliśmy się z bliskim zerwaniem umów.
- Dzisiaj zerwiesz chwasty obok kwiatów i zajmiesz się trawnikiem. - dał mi polecenie, a ja kiwnąłem porozumiewawczo głową. Z przestępcy zszedłem na posadę ogrodnika. Nie mogłem powrócić do dawnego zajęcia. Nasz gang oficjalnie zginął w jakiejś akcji, niewiele osób zna prawdę. Ciekawiło mnie jedno. Co myśli Kate za każdym razem jak wraca do tych chwili. Czy nabija się z tego jak kolejny raz nasz nabrała? Czy może żałuje, że nie wyznała nam prawdy, a może żyje na nowo? Może ma przy sobie kogoś, kto obejmuje ją czuło ramieniem, szepcze jej te słówka, które ja przed laty, a ona naprawdę go kochała, nie tak jak mnie....
- Kocham cię - zapewniał mnie uroczy, lekki, dziewczęcy głos. Skóra jej małych, delikatnych dłoni delikatnie drażniła się o mój lekki, trzydniowy zarost, a ja głęboko patrzyłem jej w oczy, szukając tam oznak ewentualnego kłamstwa, ale nic takiego nie było w nich. Jedynie lekkość i miłość.
- Nie mów tego prędko. - szepnąłem w jej miękkie, malinowe od błyszczyka usta, muskając je lekko z chęcią zasmakowania ich lekkiego smaku, który wprawiał mnie w ekscytacje.
- Jeżeli jestem pewna moich uczuć, mogę ci je wyznawać kilka razy dziennie. - odrzekła stykając jej ciało z moim, czułem wtedy, że miałem w ramionach mój cały, kruchy świat. Totalnie dla niej zwariowałem. 
Była zadziwiająco dobrą aktorką, jej umiejętność łatwej manipulacji, zadziwia mnie do dziś. Oczy także zmieniały się i udawały wraz z jej słowami, chociaż to one nazywane są odbiciem ludzkiej duszy. Jej były czyste, delikatne, jakby nie miała czegoś na sercu. Jednak było zupełnie inaczej.
- Będę o 19, mam nadzieję, że wszystko będzie już skończone. - głos zdenerwowanego pracodawcy, który najwidoczniej zauważył moje "wyłączenie się", wybudził mnie z rozmyśleń. Marszczył czoło czekając na mój sprzeciw, jakby myślał o pozbyciu się mnie z tej posady.
- Rozumiem proszę pana. - rzekłem jedynie i ruszyłem w stronę składziku. Chciałem jak najprędzej mieć to za sobą.
Gdy tylko mężczyzna opuścił teren posesji, każdy pracownik zaczął robić wszystko po swojemu. Żaden z nas nie musiał wysłuchiwać nieszczęsnego gadania pana King'a, a ja ze spokojem zapaliłem mojego papierosa. Obracałem go w mojej dłoni przyglądając się palącej końcówce, w końcu włożyłem go do ust, mogąc delektować się smakiem.

                                                                           ***
Wszedłem kolejny raz do budynku biura pracy z nadzieję, że ich cholerne procedury już się skończyły, a ja wreszcie mogłem zając się zarabianiem. Kasa z napadów została wydana na nasze długi, które zostawiliśmy po zniknięciu z miasta. Powrót do takiego życia nie był niczym zadowalającym, ale pozwolił w odpowiednim czasie przestać się narażać, a takie życie już nie w naszej paczce nie byłoby tym samym.
- Nate Jonson? - usłyszałem zachrypły od najwidoczniej długoletniej przygody z papierosami, głos. Kobieta około 50 zapraszała mnie lekkim uśmiechem do sali, jakby chciała dać złudną nadzieję, że praca została już znaleziona. Ręką poprawiła swoje krótkie, farbowane blond włosy. Udała się na swoich wysokich szpilkach do pokoju, a ja ledwo utrzymywałem śmiech. Szła jak kaczka, która niedługo miała się wywrócić. Wyglądało to naprawdę komicznie.
- Więc jak z moją posadą? - zapytałem zniecierpliwiony, gdy kobieta zasiadła do swojego stanowiska.
- Zaraz zobaczymy. - powiedziała przeciągając, a ja wydałem z siebie cichy jęk. Nie należałem do osób cierpliwych, a takie zachowania wprost działały negatywnie na moją psychikę. - Tak jest praca, ale nie wiem czy nadawałaby się dla pana. - rzekła, a ja spojrzałem na nią z nadzieją. W końcu usłyszałem to na czym najbardziej mi zależało.
- Mogłaby pani sprecyzować? - zapytałem zajmując miejsce naprzeciw kobiety, a ona zerknęła w monitor swojego komputera.
- Usługi. Wykończeniowe prace, ogrodnictwo, kierowca oraz takie inne. - oznajmiła mi kobieta. - 20 dolarów za godzinę, słyszałam, że twój brat też poszukuje roboty dlatego możesz mu też zaproponować. To naprawdę dobra okazja. - oznajmiła, a ja przyznałem jej racje. Większość robót przewiduje 10 dolarów.
- Na pewno to zrobię. - powiedziałem i biorąc potrzebne dane opuściłem jej pokój.
                                                                           ***
- Sukieneczki w kropeczki!! - śpiewał roześmiany Paul, widząc mnie w sukience, którą niestety musiałam założyć. - Nie pamiętam kiedy ostatnio tak słodko wyglądałaś. - powiedział stając za mną i łapiąc moje włosy w 2 kucyki.
- Weź te ręce póki ci życie miłe. - powiedziałam przez zaciśniętą szczękę. Musiałam założyć ten komiczny dla mnie strój. Kolejna kolacja z przyjaciółmi rodziny wymagała takiego poświęcenia.
- Nie bulwersuj się siostrzyczko. Złość piękności szkodzi. - powiedział wyszczerzony do własnego odbicia w lustrze. Kochałam go z całego serca. Dopiero teraz uświadamiałam sobie jak bardzo brakowało mi naszych rodzinnych potyczek. Wspólnych wieczorów, które poświęciliśmy na maratony z pizzą. Naszych psikusów na bankietach, po których ludzie od razu znali sprawce. Wszystkiego.
- Mogę ci tylko powiedzieć, że jak nie przestaniesz to mój obcas zaszkodzi twojej urodzie. - odrzekłam i udałam się w stronę kredensu na którym znajdowały się wszystkie moje dodatki.
- Dobra, dobra. - powiedział opanowanym już tonem głosu. Poprawił swoją marynarkę i wlepił we mnie swoje spojrzenie. Dalej czułam w nich pytanie "Po co?". Nie umiałam mu na nie odpowiedzieć. Dlaczego zostawiłam go wtedy, w tak trudnym dla niego momencie.
- Na którą musimy być na miejscu. - zapytałam uświadamiając sobie, że mogłam się spóźnić. To był bardzo mój częsty zwyczaj. Zwykle przyczyną było moje lenistwo. Zebranie się do wyjścia, uprzedza wiele argumentów "dlaczego by to zrobić później".
- 20. - oznajmił szybko, a ja spojrzałam podenerwowana na zegarek i odetchnęłam z ulgą zauważając na nim 19:30. Wyrobiłam się. - Ale jeżeli nie ruszymy teraz naszych dupsk, to gwarantuje, że znów nazwą nas "państwo spóźnialscy".
- Mieliśmy chociaż dobre wejście. - oznajmiłam z rozbawieniem, przypominając sobie poprzednią kolacje. Niefortunnie wpadłam na kelnera z wieloma tackami, które przypadkiem wpadły na przyjaciela mojego ojca. O dziwo mężczyzna w ogóle się nie złościł, a jedynie zareagował głośnym śmiechem.

Zajęliśmy miejsca, a ja od razu zareagowałam głośnym westchnięciem na widok ;przystojnego blondyna. Miał śnieżnobiały uśmiech, który tylko dodawał mu urody, był strasznie dobrze zbudowany, a jego koszula świetnie opinała się na jego mięśniach. Nie mogłam od niego oderwać wzroku.
- Taylor chcesz chlebka? - zapytał mój brat widocznie zauważając mój wyraz twarzy.
- Ciasteczko. - powiedziałam bez zastanowienia, a po chwili ugryzłam się w język i gdyby nie wyćwiczona umiejętność zatrzymywania rumieńców, dawno byłabym czerwona. - Prosiłabym ciastko. - szybko wybrnęłam i zerknęłam kątem oka na chłopaka, który widocznie nie zauważył, że chodziło o niego.
- Cody, a ty czym się zajmujesz? - zapytał mój ojciec, a ja przeniosłam całe spojrzenie na chłopaka, zaciekawiona jego zajęciem, oraz wszystkim innym co się go tyczyło.
- Studiuje prawo. - oznajmił z uśmiechem, a ja przeniosłam spojrzenie na swojego ojca.
- To chyba rodzinne u państwa Moris. - powiedział z uśmiechem mój rodziciel zerkając na ojca blondyna.
- Nie wybrałem tego po rodzinie, a dlatego, że mnie to bardzo interesuje. - zapewnił.
- Pytanie innej kategorii. Słyszałem, że masz dobre kontakty z rodziną Fox. Słyszałeś coś o porwaniu ich córki? - zapytał, zaciekawiony od dawana tą sytuacją, mój ojciec. Spojrzałam przestraszona na chłopaka, a razem zdziwiona. Miał kontakty z Kate, powinnam o tym powiedzieć.....właśnie nikomu. Powinnam zapomnieć.
- Chodzę z Kate Fox, jednak ona mało się na ten temat wypowiada. Bardziej zajmuję się dalszym życiem. Teraz studia i inne sprawy. Wie pan o co mi chodzi. - powiedział, a ja dalej patrzyłam na niego zaciekawiona.
- Rozumiem, ciekawi mnie to dlatego, że miałem dobre interesy z panem Fox'em, ale właśnie w tym czasie jego córka została porwana, a on zupełnie usunął się z życia biznesowego. - odpowiedział, a ja zaczęłam obracać w rękach szklankę z moim piciem, dalej słuchając rozmowy.
- Wszystko u nich wróciło do normy. Szkoda tylko, że nie widziała ona twarzy swoich porywaczy, dałoby to dużo do sprawy. - oznajmił upijając łyk wina, a ja dalej siedziałam w ciszy, studiując każde wypowiedziane przez niego słowo.

- Taylor nic ci nie jest? Siedziałaś strasznie cicho na kolacji. - zapytał zaciekawiony Paul, a ja kiwnęłam jedynie porozumiewawczo głową. W głowie pojawiły się znów myśli dotyczące Jake, Nate, Olivi. Mogłam uciec od naszej grupy, ale wspomnienia dalej zostaną. Uczucia, głupia miłość do Nate zostawiła w moim sercu jakiś ślad. Myśli, czy nie jest teraz z Olivią, czy może znalazł jakąś inną zdobycz, albo może jednak się ustatkował.
- Kolejna akcja udana! - wrzasnął rozradowany Nate wyjmując z lodówki butelkę alkoholu. Uśmiechnęłam się do niego i wlepiłam w niego swoje spojrzenie. Świadomość, że był bez koszulki, oraz widok jego idealnie wyrzeźbionych mięśni, sprawił, że nie mogłam odlepić od niego wzroku.- Jak tysiąc poprzednich. - powiedziałam z uśmiechem, dalej obserwując chłopaka, który zajął obok mnie miejsce. Zauważył moje spojrzenie bo szybko jego twarz znalazła się blisko mojej. Ja jedynie w odpowiedzi zagryzłam wargę.Mimo, że nie chciałam dalej ulegać. Chłopak wpił się w moje usta, przyciągając mnie za udo do siebie. Odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy. - Kochasz mnie?- zadałam pytanie ośmielając się wreszcie. 
- Czas na uczucia będzie kiedy indziej. - odpowiedział swoim ochrypłym głosem, oczywistą dla niego odpowiedź.

                                                                                            **
Dobra bez obiecywania, że następny będzie szybciej bla bla bla :) Napisałam i chyba jestem zadowolona, ale ocena należy do was. Smuci mnie ilość komentarzy pod poprzednim rozdziałem, gdyż wiele z was czytało, ale niestety przestało chyba. Bo z 11 komentarzy spadło na 4, a ja lubię, nawet uwielbiam czytać wasze recenzje :) Przypominam także o nowym na http://discover-us.blogspot.com/ i do następnego ;)



5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :) nie mogę się doczekać kolejnego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cuuuuudo Olcia ty dupcio moja. Już ja Cie przypilnuje by nowy rozdzial byl szybciej :D
    Już Ty wiesz kto komentuje :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny :)
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział, mega podoba mi sie, że powiedziałaś cos o kazdym i mam ogólny obraz ich życia, bardzo mnie to cieszy <3 nie pozostaje mi nic innego jak czekac na kolejny równie świetny :***

    OdpowiedzUsuń