Piętnujące się uczucie winy nie zaliczało się do przyjemniejszych. Wszyscy siedzieli w ciszy, a ich myśli pracowały na przyśpieszonych obrotach. Każdy z nas zdawał sobie sprawę jaki błąd popełniliśmy. Najbardziej ja. Straciwszy najważniejszą osobę mojego dawnego życia zauważyłem jak bardzo się zmieniłem. Już kolejny raz. Tym razem jednak łamiąc obietnicę złożoną Emily...Kate, jeden czort. Dalej nie mogłem się przyzwyczaić do tej myśli. Że znów miałem ją w ramionach, a z czasem kolejny raz straciłem. Przez własną głupotę. Chęć zabawy.
- Czemu byliśmy tacy ślepi. - powiedziała cichym głosem Taylor. - Miałam z nią tak dobry kontakt. - dopowiedziała i pokiwała głową.
- To nie twoja wina. - powiedział Nate przyciągając ją do siebie, a dziewczyna zapominając o całej nienawiści jaką darzyła mojego brata, wtuliła się w niego. Potrzebowała tego. - Wszyscy byliśmy ślepi, Kate i Emily to i tak naprawdę dwie różne osoby. - mówił głaszcząc ją po plecach w celu uspokojenia jej nierównego już oddechu oraz zatrzymać prawie wypływające z jej oczu łzy.
- Była jedynie naszym więźniem. - powiedziała Olivia, która jak zwykle najmniej rozumiała, jednak także przejęła się całą sytuacją. Kiedyś to właśnie u Emily zwierzała się ze swoich problemów, które praktycznie codziennie ją dotykały. Blondynka zawsze rozumiała ją, nawet jeżeli chodziło o połamany paznokieć.
- Ale Olivia ja ją polubiłam. Zaufałam i rozmawiałam, a nie zauważyłam żadnych podobieństw. - powiedziała wyrywając się z objęć Nate, a jej ręce drgały szybko jakby chciały już dawno rzucić się na dziewczynę. Olivia jedynie odsunęła się szybko i już nie otwierała buzi.
- Taylor przestań! Prawda jest taka, że nikt nie rozumie tej sytuacji! - uniósł się mój brat, a ja dalej siedziałem cicho i wsłuchiwałem w żałosną wymianę zdań.
- Osoby potrafią się zmienić. Taylor wszyscy jesteśmy tak samo winni. Prawda jest też taka, że ona była inna. Jej włosy, oczy, sposób zachowywania był inny. Sama ona zachowywała się jakby nas nie znała. Jakby zapomniała. - powiedziałem szybko nie mogąc już tego wytrzymać.
- Ty lepiej niczego nie mów. - wysyczała, a jej dłonie zacisnęły się w pięści. Twarz przybrała czerwieńszego koloru, a usta zacisnęły w cienka linie. - Miałeś ją tak blisko. Nie zauważyłeś niczego, a jeszcze miałeś czelność się nią bawić. Nie wiesz jak ona bardzo to przeżyła. Codziennie słuchałam jak łkała i chciała uciec stąd. Najwidoczniej dalej coś czuła. - wysyczała w moją stronę, a ja szybko wstałem.
- Zdaje sobie z tego sprawę! Zrozum kurwa, że takie kłótnie nie doprowadzą do niczego! Sam czułem coś do niej, ale z drugiej strony nie! Nie rozumiałem niczego, to było dla mnie tak samo trudne! Tak naprawdę miałem ją jedynie blisko pod względem fizycznym, a nie psychicznym, to tobie wszystko mówiła! - wyrzuciłem z siebie nie mając już zamiaru wysłuchiwać słów jakimi obrzucała moją osobę.
- Bawiłeś się wszystkim! Po stracie jej jako Emily zamiast rozmawiać, gdy chodziliśmy za tobą, to ty nie! Siedziałeś zamknięty w pokoju, a potem zacząłeś się bawić wszystkim! - krzyczała dalej żałosne oszczerstwa nie zauważając, że sama popełniała takie same błędy jak ja.
- Podobało ci się to! Ucieczka z domu i to całe życie! Nie zarzucaj mi tego co chciałaś, obdarzyłem cię braterską miłością! Pomagałem w każdym momencie! Potrzebowałem wtedy samotności! - wszyscy wiedzieliśmy, że ta kłótnia do niczego innego nie brnie jak porządnego skłócenia mnie i Taylor. Krzyczeliśmy na siebie jak jeszcze nigdy.
- Jake ma racje Taylor. - zaczął spokojnie Nate w celu załagodzenia całej sytuacji, jednak dziewczyna zaszczyciła go jedynie porządnym uderzeniem w twarz. Pierwszy raz była w stanie zrobić coś takiego.
- Pojebało cię?! - krzyknął łapiąc się za swój krwawiący nos. Nawet ja nie spodziewałem się, ze nasza koleżanka ma w sobie aż tyle siły.
- Wiecie co?! Mam was już dość! Najlepiej chciałabym cofnąć czas i nigdy was nie poznać! - wykrzyczała i wyszła z pomieszczenia. Potem dało się usłyszeć głośny trzask drzwi auta i dźwięk odpalenia silnika. Pożegnała nas głośnym piskiem opon, które niczym strzała opuściły teren kryjówki. Już na zawsze.
* * *
Siedziałam cicho w pokoju i słuchałam rozweselonych głosów moich rodziców. Moje zniknięcie obudziło w nich uczucia, których już dawno mi nie okazywali. Troska to coś co znikło już kiedyś, jednak dziś znów zawitała w ich bez sercowych ciałach.
- Kate córeczko musisz o wszystkim powiedzieć policji. - nalegała moja matka, a ja jedynie siedziałam i obserwowałam moje trzęsące się dłonie.
- Córeczko twoja matka ma racje. - oznajmił ojciec zajmując miejsce obok mnie, a ja jedynie spojrzałam na niego. Przyglądając się uważnie zauważyłam jak bardzo stres związany z tą sytuacją na niego wpłynął. Podpuchnięte, zaczerwienione oczy, których przyczyną były nieprzespane noce oraz pozostawiony kilkudniowy zarost, którego wręcz nienawidził mój ojciec.
- Wujku, ciociu zostawcie ją na chwile. Musi się uspokoić, jej emocje przez kilka dni na pewno były na skraju. - powiedziała szybko Jessica, która od kilku godzin wpatrywała się we mnie dziwnym wzrokiem. Już gdy wsiadła do auta w jej oczach było coś dziwnego. Znajomego.
- Dobrze, ale jakby co będziemy w salonie. - oznajmił mój ojciec i wraz z moją matko opuścili pomieszczenie. Kolejne zdziwienie. Zwykle był nieugięty i zostawał do tego momentu, aż udowodnił swoje racje i nie wymusił czegoś.
- Kate jak ja się o ciebie bałam. - szepnęła słabym głosem i usiadła obok mnie. Spojrzałam na nią i delikatnie wtuliłam. Potrzebowałam tego w tym momencie. Spokoju w ramionach osoby, której ufałam całe życie.
- Nic mi nie zrobili. - szepnęłam prawie zgodnie z prawdą. Pomijając psychiczne wyczerpanie.
- Wiem, nie byliby w stanie, ale zdaje mi się, że cię nie pamiętają. - powiedziała, a ja odsunęłam się od niej szybko. Znów nie rozumiałam o co chodzi. Mówiła ona zupełnie takim samym tonem jak Lily. Może się znały?
- O czym ty do cholery mówisz? - zapytałam wbijając w nią swoje spojrzenie, a ona wzięła głęboki oddech, jakby właśnie zdała sobie teraz z czegoś sprawę. Zupełnie jak jej matka, gdy w czasie obiadu z rodziną stwierdzała, że żelazko, które podłączyła przed wyjściem nie zostało wyłączone. Kończyło się to zwykle wysokimi rachunkami, gdyż moja ciotka była bardzo zapominalską osobą.
- Ty nic nie pamiętasz. Zapomniałam. - powiedziała, a ja jeszcze bardziej byłam pogubiona.
- Czego? Do cholery czego? Najpierw Lily, a teraz ty. - powiedziałam zirytowana i wstałam oddalając się od kuzynki.
- Czyli wróciła. - dalej mówiła o swoim niezrozumiałym dla mnie temacie. Moja kuzynka spowodowała, że pierwszy raz od dawna miałam ochotę wygonić ją z pomieszczenia.
- O co tu chodzi? - mówiłam dalej tym samym tonem, a może nawet bardziej zirytowanym, gdyż z każdą minutą coraz gorzej było mi zatrzymać się przed wybuchnięciem.
- Nic. Przepraszam myślę głośno. - wytłumaczyła się szybko, a ja odetchnęłam głośno w celu uspokojenia swoich emocji.
-Ja was nie rozumiem. - szepnęłam cicho pod nosem i spojrzałam na nią, a ona jedynie wpatrywała się w swoje czarne niczym węgiel paznokcie. Zawsze je malowała na ten kolor, uważała, że pasuje on do wszystkiego.
- Dobra to nieważne. - zaczęła kładąc mi rękę na ramieniu i lekko głaszcząc mnie po nim, a na jej twarzy pojawił się serdeczny uśmiech. Spoglądała na mnie z ciepłem w swoich brązowych tęczówkach, najwyraźniej każdym z gestów próbowała mnie odwlec od myśli jakie właśnie krążyły po mojej głowie.
- Nie ważne? - zapytałam wstając i podchodząc do swojego okna. Widać z niego było dokładnie to samo co dzień przed porwaniem. Ludzi harujących na rzecz mojego ojca oraz nas. Mimo mówienia, że jesteśmy samodzielni, wszyscy nas wyręczali w najdrobniejszych obowiązkach. Nawet w zwykłym koszeniu trawnika. Takie zajęcie może dla każdego z nastolatków byłoby uciążliwe, ale ja zawsze chciałam właśnie robić takie rzeczy. Być niezależna od ludzi, którzy nie mają nic wspólnego z moją rodziną. - Co my robiłyśmy przed wypadkiem Jess? Ale nie chodzi mi o przeszłość naszej rodziny. To o dziwo pamiętam, chodzi mi o tą Lily. Widzę, że ją znasz. Powiedz mi proszę. - powiedziałam błagalnym tonem, jednak moja kuzynka jedyne co to spojrzała w stronę drzwi i wzięła głęboki oddech jakby miała coś powiedzieć. Jednak jej suche wargi nie drgnęły już.
- Jessica proszę cię! - krzyknęłam resztkami siły, a ona ani drgnęła. Po chwili jedynie wstała i podeszła do mnie.
- Nie mogę ci zniszczyć życie Kate. To by cię zniszczyło. To jedynie przeszłość, która nie ma już znaczenia. Ważne, że jesteś tutaj, żyj dalej swoim życiem Kate. Nie przeszłością. - powiedziała spoglądając w moje oczy. Nie odczytałam wyrazu jej tęczówek. Było tam coś obcego. Jakby jednocześnie coś ją bolało i zmartwiało, a z drugiej strony były one tajemnicze.
- Proszę cię. - szepnęłam, a ona jedynie kiwnęła przecząco głową i udała się w stronę drzwi, które zostały otwarte, a brunetka opuściła przez nie pomieszczenie zostawiając mnie sama z moimi myślami.
* * *
Jechałam przed siebie nie zwracając na prędkość. Chciałam jak najszybciej uciec od tego wszystkiego. Żyłam w oddaleniu od bliskich już 6 lat, odsunęłam od siebie brata oraz rodziców. Mimo, że wkurzających rodziciel, ale jednak moich. Kiedy wyjeżdżałam Paul miał 19 lat, a jego choroba wdawała się we znaki. Białaczka niszczyła go od środka, a rodzina obserwowała to z bólem serca. Najbardziej cierpiałam jednak ja. Ze względu na bezsilność i więzy związane z nim. Od dziecka byliśmy jak przyjaciele, którzy nie widzą poza sobą świata, a ich śmiechy słychać na terenie całej okolicy. Mimo wszystko mogłam go zostawić i wyjechać z przyjaciółmi.
Weszłam do szpitala, a odór chorób i lekarstw od razu dotarł do moich nozdrzy. Gdyby nie zależało mi na moim bracie, nie zawitałabym tu ani razu. Szłam w stronę jego sali niezwykle zdenerwowana i podekscytowana całą sytuacją związaną z ucieczką, która zaplanował Jake.
- Kogo moje oczy widzą. - usłyszałam słaby ale rozweselony głos mojego brata. Zaśmiałam się cicho pod nosem i spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem, który od razu zszedł mi z twarzy widząc tą całą aparaturę szpitalną przyczepioną do jego osłabionego ciała.
- Jak się czujesz? - zapytałam automatycznie, a on wziął głęboki oddech i lekko podniósł się na łóżku. Widać było, że męczył go pobyt tutaj. Zwykle był w ruchu, a nudna nigdy nie była obecna w jego życiu. Teraz był związany ze szpitalem, lekami i łóżkiem. Z monotonnością, której nigdy miał nie wpuszczać do swojego życia.
- Dopóki nie przyszłaś było okej, ale ty zapewne zaraz mi zepsujesz mi humor. - zażartował wrednym tonem, a ja spojrzałam na niego spod byka. Zawsze się ze mną tak drażnił, rozweselało to jego nudne chwile i pozwalało zapominać o chorobie. - Czemu drgasz jak mały chihuahua? - zapytał zauważając moją ekscytację.
- Jake i Nate..- zaczęłam szybko, ale jego głos szybko mi przerwał.
- Znów jakaś akcja? - zapytał niezadowolony. Nie popierał mojej znajomości z nimi. Uważał, że niszczą mnie, a szczególnie Nate, który preferował bawienie się kobietami. Również mną.
- Planują ucieczkę. - dokończyłam, a on spojrzał na mnie jak wariatkę. - Co? Chcę się stąd wyrwać. -- powiedziałam szybko i zdecydowanie, a on jedynie prychnął.
- Bo ucieczka to najlepsze rozwiązanie. - powiedział, a jego ton głosu zirytował mnie. Zawsze mówił tak, gdy uważał, że moje pomysły są dziecinne.
- O co ci chodzi? Może ty jesteś przywiązany do łóżka, ale ja nie chcę żyć pod dyktaturą rodziców. - powiedziałam bezmyślnie, nie zauważając jakiego znaczenia nabrały wypowiedziane przeze mnie słowa.
- Wiesz co? Wyjdź. - wysyczał po kilku minutach ciszy, jaka nastała pomiędzy nami. - Jeżeli tak patrzysz na moją chorobę i całą sytuację to jedź. Droga wolna. - dalej mówił głosem pełnym jadu i wyrzutu, a ja jedyne co zrobiłam to wyszłam.Popełniając wtedy swój największy życiowy błąd. Pełna ekscytacji opuściłam pomieszczenie, a już następnego dnia, będąc w nieznanej mi jeszcze drodze, czułam potworne wątpliwości i złość na samą siebie. Do tej pory to ukrywałam gdzieś w głębi siebie, ale cała sytuacja z Kate wyrzuciła całe uczucia na wierzch, a ja nie dawałam sobie już z tym rady. Zauważałam jak pochopna decyzja zniszczyła moje życie, które mogło zupełnie inaczej wyglądać. Może nie byłoby tej adrenaliny, ale miałabym rodzinę. Nie ważne jaka.
Teraz nawet nie wiem, czy mój starszy brat żyje, czy poddał się chorobie, a może jednak pokonał niszczącego wroga ze swojego wnętrza i teraz cieszy się życiem? Możliwe, że ma teraz rodzinę, a może jest w trakcie poszukiwania wybranki swojego życia. Z własnej winy mogłam jedynie gdybać.
Gdy się ściemniło dojechałam do znanego mi domu na samej granicy Los Angeles. Nie zmienił się prawie w ogóle, jedynie kolor ogrodzenia zmienił się z brązowego na czarny. Wszystko inne było podobne. Wyszłam z pojazdu i ruszyłam w stronę furtki, ciekawiło mnie czy dalej był tutaj ten sam kod. Doszłam do niej i położyłam rękę na ogrodzeniu podtrzymując się niego. Białe ściany domu dalej były takie same, ale zniknęła także plama, którą wraz z moim bratem namalowaliśmy będąc dziećmi. Mimo upływu lat była ona na ścianie ze względów sentymentalnych. Fakt, że znikła trochę mnie zdziwił, a jednocześnie zasmucił. Możliwe, że to znak, że Paul...nie, to pewnie mój ojciec, który zawsze uporczywie naciskał na usunięciu jej z powierzchni ścian. Po rozwodzie z matką miał prawo robić co chciał.
- W czym mogę pomóc? - usłyszałam lekko znajomy, męski, mocny głos. Spojrzałam w tamtą stronę, a dzięki spalonej żarówce na ogrodzeniu miałam czas przyjrzeć się postaci nim ona poznała mnie. Dopiero po chwili zauważyłam kim ona była. Brązowe włosy i brązowe oczy, dobrze zbudowane ciało, które już nie było osłabione. Charakterystyczne dla niego jasne jeansy i koszulka z jakimś nieznanymi mi napisem. To był cały Paul. Mój brat.
- Ej odezwiesz się, czy mam zawołać psy? - zapytał podchodząc bliżej, a ja przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Zawsze tak robił. Nawet jak wiedział, że to jakiś przyjaciel naszych rodziców, musiał najpierw upewnić się, że to naprawdę on.
- Paul to ja. - powiedziałam lekko podłamanym głosem, miałam ochotę się rozpłakać. Łkać ze szczęścia jak dziecko.
- Nie....- zaczął podchodząc do mnie, a gdy przyjrzał się mojej twarzy, na jego pojawiła się ulga i wielki uśmiech. Nie spodziewałam się takiej reakcji. - Taylor to ty! - praktycznie krzyknął szybko otwierając furtkę i wziął mnie w ramiona. Już nie umiałam utrzymywać łez w moich oczodołach. Po prostu pozwoliłam im płynąć.
* * *
Widzicie pewnie wielką zmianę na blogu, oraz ten tytuł. Tak zakańczam pierwszy tom behind. Wprowadzam też małą zmianę. Postanowiłam, że nie będzie żadnych ograniczeń czasowych dla siebie. Jedynie obiecuję, że w każdym miesiącu pojawi się przynajmniej JEDEN rozdział, możliwe, że więcej bo mam opracowane te opowiadanie od początku do końca. W ferie na pewno coś się tu pojawi, a także na innych moich blogach. Mam nadzieję, że spodobało wam się to na górze i proszę o napisanie jak podoba wam się ten rozdział :) Zauważcie też zmianę w bohaterach. Zapraszam na inne moje blogi:
http://explore-our-destiny.blogspot.com/
http://do-not-lie-in-love.blogspot.com/
http://discover-us.blogspot.com/
http://our--website.blogspot.com/
http://one-shot-medicatus-hope.blogspot.com/
http://dance--of--love.blogspot.com/
Jak chcecie się ze mną skontaktować to albo w stronie: Pytania, albo macie wybór w kontaktach :)
Xoxo Medicatus_hope
Świetny rozdział już nie mogę doczekać się następnego tomu
OdpowiedzUsuńOMG zarąbisty rozdział. Ciekawe co będzie teraz gdy Taylor odeszła. Czekam na 2 tom.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział, jestem ciekawa co będzie w drugim tomie i nie mogę się go doczekać! :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz piszę komentarz, ale nie miałam czasu wcześniej. Ten epilog z lekka mnie zaskoczył, ale skoro to koniec I tomu, to ok. Czekam cierpliwie na II tom. Mam nadzieję, że Kate i Jake się spotkają i ona przypomni sobie "dobre" chwile z nim, natomiast on nie będzie miał jej za złe, że go wkręcała. Tą kuzynkę Jessice to bym rozszarpała za to, że nic nie chce jej powiedzieć. Może Kate sprowadzi Jake'a i resztę bandy na dobrą drogę. A co do Taylor, to ciekawe czy skontaktuje się z resztą, czy całkiem będzie chciała się od nich odciąć. Czekam. Pozdrawiam M&M
OdpowiedzUsuńTo jest idealne kochanie, gratuluje <3
OdpowiedzUsuń