Rozdział 1


                                   

Przemierzałam znużona korytarze mojego domu. Na sobie miałam jakiś roznoszony dres i luźną koszulkę. Lubiłam się tak ubierać kiedy moich rodziców nie było w domu. Każdy spostrzegał mnie jako dziewczynę, albo powiedzieć powinnam kobietę, dobrze ułożoną, z manierami i codziennie ubraną w suknię i obcasy, jak na damę przystało. Nikt mnie nie zna, rodzice znają tylko tą udawaną mnie. Tak samo jak znajomi, mam tego już dość. Tego udawania, bycia zupełnie kimś innym niż inni myślą. Przyznam że jestem sztuczna, ale co mam zrobić jeżeli moi rodzice planują moją przyszłość od dnia  kiedy dowiedzieli się że będą mieli dziecko?

- Panienko – usłyszałam głos Grety. Odwróciłam się spostrzegając moją gosposie.
- Słucham? – powiedziałam z ciepłym uśmiechem do kobiety.
-Panienki mama kazała uprzedzić, że dzisiaj o 18 będzie bankiet i kazała panience być gotowa – powiedziała, a ja westchnęłam głośno ze zrezygnowania. Nie miałam siły na kolejne spotkania z ludźmi biznesu, ani na kolejne swatanie z ich synami. Czy to miało sens? Przecież nie da się wymusić serca do miłości. Ono kocha nawet jeżeli tego nie chcesz.

Odwróciłam się na piecie i ruszyłam ku mojemu pokojowi. Podeszłam do dębowych drzwi mojego zaułka i pchnęłam je, a moim oczą ukazał się beżowy kolor moich ścian. Przeszłam przez cały pokuj docierając do kolejnych drzwi. Złapałam za klamkę i otworzyłam je, za nimi kryły się te wszystkie ciuchy których po prostu nie cierpiałam, te wszystkie mdłe suknie. Podeszłam do nich i zaczęłam przebierać, żadna mi powiem szczerze nie odpowiadała. Najchętniej poszłabym na ten bankiet ubrana w tym co mam na sobie teraz.

Złapałam za suknię w której jeszcze nie byłam na żadnym bankiecie, oraz która w jakiś sposób mi się podobała. Chwyciłam także za moje złote szpilki i wyszłam z garderoby. Delikatnie, uważając na płótno z której suknia była zrobiona ułożyłam ją na moim łóżku, a szpilki położyłam na ziemi.
Usiadłam obok niej i głośno westchnęłam. Miałam ochotę się zabić, pociąć lub coś  w tym stylu. Nie chodziło tylko o jakiś głupi bankiet, ale o wszystko co mnie otaczało. Wszystko, włącznie z przyjaciółmi byli sztuczni. Nie byli nimi dla mnie, ale dla wartości mojego majątku.

Skryłam moją twarz w dłoniach i nabrałam dużą ilość powietrza do płuc usiłując się uspokoić, ale to nic nie dało. Przymknęłam oczy i usiłowałam się skupić na tym co jest teraz. A tak wy nie wiecie o co mi chodzi. Wczoraj usłyszałam jak moja najlepsza przyjaciółka śmieje się ze mnie, jaka to ja naiwna.  Że tak mi zależy na jej durnej przyjaźni i przekupuję ją dla niej.

Poczułam na policzku łzę, ale przecież nie chciałam płakać, uniosłam rękę do góry i otarłam słone krople spływające po policzkach. Spojrzałam na zegarek na jednej z rąk i spostrzegłam że już jest godzina 16, czyli czas na przygotowanie się. Podniosłam się leniwie z łóżka i ruszyłam ku mojej łazience. Umyłam swoje ciało i nałożyłam na skórę balsam. Wysuszyłam mokre włosy i ubrałam na siebie wybraną przeze mnie sukienkę. Nie lubię w nich chodzić, ale przyznam się że rodzaj płótna z jakiej jest zrobiona był bardzo przyjemny w dotyku. Niektóre materiały był straszne drażniące, ale ten nie, plus dla tej kiecki. Nałożyłam na moje bose stópki złote szpilki i zapięłam je z tyłu. Przybrałam ten sztuczny uśmiech i stwierdziłam że jestem gotowa na kolejny nudny bankiet.

Złapałam za kosmetyczkę leżącą na stoliku. Usiadłam przed lustrem i zaczęłam nakładać na siebie makijaż. Przejechałam opuszkami palców nakładając kolejną warstwę fluidu. Czułam jak mój dotyk drażni ją, moja skóra była taka zmęczona tą całą tapetą.

Po skończeniu tego całego malowania, przejrzałam się w lustrze i poprawiłam materiał okrywający mnie. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam w kierunku zegarka wiszącego na ścianie pokoju. Dostrzegłam godzinę 17:50, więc postanowiłam zejść na tą całą szopkę.  Zamknęłam mój pokuj i udałam się w kierunku zejścia na parter willi.
Podchodząc do schodów usłyszałam ten cały gwar, czyli gości już przybyli.  Czyli czas na męczarnie, kolejny raz nabrałam do płuc dużą ilość tlenu i innych pierwiastków. Zaczęłam schodzić ze schodów, licząc każdy schodek. Nie chciałam opuścić piętra i dołączyć do tych wszystkich ludzi. Kolejne nudne rozmowy dotyczące mojej przyszłości.

- Kate, słoneczko – usłyszałam głos mojego ojca, spojrzałam w stronę z którego dobiegały głosy i dostrzegłam go.
- Tatusiu – powiedziałam bez entuzjazmu,. Zaczęłam iść w jego stronę, ale spostrzegając jego towarzyszy miałam ochotę się cofnąć i zawrócić.
- Witaj Kathariene – powiedziała pani Johanson dostrzegając mnie, ten jej uśmiech był taki sztuczny, od zawsze chciała bym ja i jej syn Josh byli razem. Według niej tworzylibyśmy świetną parę, ale ja uważam inaczej. Jej syn nie wie nawet ile to 2 +2. Choć przyznam jest przystojny,  a inteligencja mu nie potrzebna gdyż ma mamusię i jej majątek.
- Witam panią – powiedziałam wkładając w mój głos tyle słodyczy ile się dało.
- Co tam nowego u ciebie Kate? – zapytała, a ja już miałam dość jakichkolwiek rozmów z nią.
- Nic się nie zmieniło – powiedziałam z tym samym uśmiechem,  a mój ojciec spostrzegł że udaję więc obdarzył mnie nienawistnym spojrzeniem.
- Przepraszam panią na chwilę – powiedziałam, a wtedy dostrzegła mnie moja rodzicielka, stała z jakimś chłopakiem w moim wieku. Przyjrzałam się mu i wywnioskowałam że jest jakiś znajomy.
- Kate, córeczko – tak, tylko takie słowa oni znają, może nazywają mnie córeczką, słoneczkiem, ale nie ukazują tej miłości którą niby mnie darzą. – To jest Tom, Tom Styles. Tom, to jest moja córka Kathariene, o której ci opowiadałam.
- Miło mi cię poznać Kate – powiedział ujmując moją dłoń i muskając ją ustami.
- Mi ciebie też Tomie – powiedziałam i znów przybrałam ten sztuczny uśmiech, sama się zastanawiałam czy był kiedyś taki moment że mój uśmiech nie był ani odrobinę sztuczny.
- To ja was zostawię – powiedziała moja matka oddalając się od nas, spojrzałam na chłopaka i zauważyłam że również nie jest taki szczęśliwy moją obecnością.
- Więc czym się interesujesz Tomie? – zapytałam, próbowałam być miła, ale on chyba nie, spojrzał na mnie z dezaprobatą. Acha, czyli kolejny rozpieszczony dzieciak ludzi biznesu.
- Cicho siedź Fox – powiedział, czyli miałam rację, prychnęłam i oddaliłam się od niego, nie miałam ochoty przebywać w towarzystwie kolejnych tępaków.
- Gdzie się wybierasz panienko? – zapytała Greta.
- Idę się przejść, nie mów nic rodzicom – powiedziałam zamykając za sobą drzwi, nie miałam się czego bać, oni i tak nie zauważą mojej nieobecności. Szłam tam gdzie mnie nogi poniosą, miasto o tej porze było piękne, jedynym minusem był gwar jaki wydawały samochody. Wyłączyłam mój telefon i szłam dalej. Lubiłam takie nocne przechadzki po mieście lub parku.  

Kiedy doszłam do jednej z dzielnic Los Angeles mój wzrok przykuł jeden z budynków, a konkretnie był to bank. Zastanawiałam się czy to możliwe by był o tej porze otwarty, ale zdaję mi się że nie. To czemu światła się paliły?
Postanowiłam to sprawdzić, więc ruszyłam ku budynku. Podeszłam do szklanych drzwi i zauważyłam kilka osób, po ich zachowaniu stwierdziłam że to napad. Wyjęłam komórkę z mojej kieszeni i usiłowałam ją włączyć, ale ku mojemu nieszczęściu nie chciała się włączyć, a ja się trzęsłam ze strachu, dopiero teraz dostrzegłam że to ta cała grupa, która uważana jest za najlepszą grupę przestępczą w USA. 

-Jake! – krzyknął jeden i kiwnął w moją stronę. Moje serce stanęło, a ja cała zaczęłam się strasznie trząść.
- Co tak stoisz, łap ją! – krzyknął brunet, a w tym momencie moje nogi same zaczęły biec, tak odruchowo, jakby miały wbudowany tryb awaryjny, włączający się w razie niebezpieczeństwa.  

Nie patrzyłam do tyłu, jedyne co miałam w głowie to : Uciekaj!. Co było bardzo trudne w 15 cm szpilkach. Zauważyłam jeden z autobusów, spojrzałam na numerek 173 ! Czyli autobus który kursuje w stronę mojego domu, ale co jeżeli ten bandzior wskoczy za mną do niego? Ale chyba zdaję mi się że w pojeździe pełnym ludzi nic mi nie zrobią, ale co będzie jak wysiądę? Mimo moich wątpliwości wskoczyłam do autobusu, który na moje szczęście zamknął się zaraz po moim wejściu. Spostrzegłam osobnika który mnie gonił, a w tym momencie moje serce znów wróciło do normalnego tępa. Przejechałam dłonią po mojej ręce i poczułam że mam gęsią skórkę, ale chyba to normalne po takiej akcji.

Wysiadłam z autobusy i pobiegłam w stronę mojego domu, otworzyłam drzwi i wbiegłam szybko na piętro budynku. Bezpieczna poczułam się dopiero kiedy poczułam że leżę na moim łóżku. Mówiąc że chcę przeżyć jakiś dreszczyk emocji nie miałam na myśli stanąć przed sidłami śmierci.
                                              ***
- Gdzie ta zdzira? – zapytałem mojego brata biegającego do samochodu. Miałem nadzieję że dobrze się z nią rozprawił, ale spostrzegając wyraz jego twarzy, wiedziałem że coś poszło nie tak.
- Uciekła mi – powiedział, a ja miałem ochotę zabić go gołymi rękami.
- Jak to uciekła?! Nie mogła uciec, wiesz czym to grozi?! – krzyczałem na niego.
- Jake uspokój się, to tylko jakaś dziewczyna, nic nam nie grozi – powiedziała Oliwia, wiadomo chroni go, wszyscy wraz z nim wiemy że jest on obiektem jej wzdychań.
- Jesteśmy poszukiwani listem gończym, więc coś nam grozi – powiedziałem i odkręciłem się. Przekręciłem kluczyk w stacyjce i ruszyłem z piskiem opon.  Wiedziałem że ta szmata nie mogła być na wolności, bo co by było gdyby zadzwoniła na policje? A może już to zrobiła? 

                                         ***
Napisałam, rozdział dedykuję tosianinie. Której ostatnio spodobały się moje opowiadania jak i tak samo jak ja utrzymuje istnienie FFJB. 

7 komentarzy:

  1. po pierwsze, strasznie mi miło przez tą dedykację :) dziękuję ;* a rozdział bardzo ciekawy, z resztą jak cała fabuła opowiadania. czekam na więcej, powodzenia w dalszym pisaniu ;*

    worlds-of-chances.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest naprawdę dobry! Jednak po tym rozdziale nie mam zielonego pojęcia co może wydarzyć się dalej, więc czekam na kolejny rozdział! [dancinglover.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne kochana;* Czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jany !! Czy mi się wydaje , czy z każdą kolejną notką coraz bardziej zakochuje się w tym blogu :3 Ale się porobiło !! Bardzo współczuje Kate, że musi się tak męczyć na bankietach. Gdybym ja musiała posyłać tyle sztucznych uśmiechów usta by mi chyba odpadły, podziwiam ją. Coś czuję, że za niedługo jej życie wywróci się do góry nogami:) Ciekawe czy grupa przestępcza ją dopadnie mam nadzieję, że tak haha) :) No co ja Ci mogę napisać poza tym , że strasznie zazdroszczę Ci, takiej weny i talentu. Rozdział wręcz ubóstwiam , cholernie mi się podoba , chyba przeczytam go jeszcze raz :) Więc masz mi tu zaraz dodać 2 !!!

    OdpowiedzUsuń
  5. wohooo ale się porobiło. Kate to ma szczęście, najpierw miliony durnych bankietów a potem jest świadkiem napadu na bank. Wszystko się pewnie teraz zacznie zmieniać. Ale moim zdaniem to dobrze. Z niecierpliwością czekam na kolejny. :) [dont-ever-miss-it]

    OdpowiedzUsuń
  6. podoba mi się ! Kate ma szczęście ,że uciekła. Współczuje jej z tymi wszystkimi bankietami ,nakładaniem tapety na twarz ,męczarnia ,ja bym chyba nie wytrzymała. Z niecierpliwościa czekam na kolejny ! ; D

    condition-of-happiness.blogspot.com
    survive-in-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń